CZY RZECZYWIŚCIE UMIERAMY W SAMOTNOŚCI

  • Post category:Blog

Od roku osoby, które trafiają do szpitala są pozbawione kontaktu z bliskimi ze względu na pandemię. Wiele z tych osób umiera bez możliwości pożegnania z rodziną. Natomiast Ci żyjący bliscy często cierpią mając świadomość, że mama, tato, babcia, dziadek, dziecko czy inny członek rodziny umarli w samotności, że nie było nikogo kto byłby w tej ostatniej chwili z umierającym.

Ostatnio brałam udział w szkoleniu, na którym był dotknięty ten temat. Prowadzący polecił wyobrazić sobie tej rozpaczającej córce, że kiedy jej mama umierała w szpitalu to jej babcia (mama mamy) była przy niej.

Bardzo mnie to poruszyło, bo ja byłam w tych ostatnich chwilach z umierającymi. To co oni widzą i to o czym mówią może wydawać się czasami dziwne dla postronnych osób.

Kiedy dwa lata temu mój dziadek trafił do szpitala, siedziałam przy nim przez wiele godzin w ostatnich dniach. Już tydzień przed śmiercią dziadka miałam wrażenie, że obok łóżka stoi mój zmarły dwa lata wcześniej kuzyn. Kiedy się dużo pracuje w ,,polu morficznym” jako terapeuta ustawieniowy  czy reprezentant w ustawieniach takie odczucia nie są niczym zaskakującym.

Dużo mogłabym napisać co opowiadał dziadek, kiedy był jeszcze przytomny, ale będąc już na granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Jednak chcę skupić się na „przychodzeniu” kogoś zmarłego z rodziny, aby zabrać ze sobą umierającego.

Dziadek często patrzył w jedno miejsce i kiedy ja w pewnym momencie popatrzyłam w tym samym kierunku, on całkiem poważnie powiedział do mnie:

– Czy Ty ją widzisz?

-To Twoja mama-odpowiedziałam mu. Nie widziałam jej, ale czułam, że to prababcia Zosia jest z nami i się uśmiecha. Uwielbiałam ją kiedy byłam dzieckiem.

-A jego? -zapytał i skierował wzrok na okno za moimi plecami.

– To Marcin. Zmarłego kuzyna od kilku dni czułam stojącego przy łóżku.

-Tak – dziadek się uśmiechnął – lekarze mówią, że mi się wydaje, ale oni przyszli po mnie.

Wtedy pomyślałam, że dziadek nie wyjdzie już ze szpitala. I tak też się stało.

W ubiegłym roku przeżyłam podobną sytuację. Siedziałam przy łóżku mojej mamy, która po trzeciej chemii czuła się trochę gorzej. Nic nie zapowiadało jej śmierci w tym dniu. Rozmawiałyśmy a ona snuła wakacyjne plany. W pewnym momencie mama powiedziała, żebym pomogła jej usiąść.  Kiedy tak przed nią siedziałam, nagle zobaczyłam, że ma wzrok pięcioletniego dziecka i patrzy w dal za mnie. Za plecami poczułam rodziców mamy, którzy już dawno nie żyją. Przemknęło mi przez myśl, że po nią przyszli. To trwało kilka minut, a potem ona się uśmiechnęła i straciła przytomność. Mimo akcji reanimacyjnej zmarła.

Ból po śmierci bliskiej osoby jest przeszywający. Ale świadomość, że na drugą stronę nie przechodzą sami, może nam, żyjącym pomóc go trochę złagodzić. Szczególnie kiedy umierają ,,sami’’ w szpitalu czy w domu.

O tym napisała też Anita Moorjani w książce ,,Umrzeć by stać się sobą”. Podczas jej NDE (śmierci klinicznej) spotkała swojego ojca i przyjaciółkę. Warto przeczytać o tym. Uświadomimy sobie wtedy, że nasza rozpacz dotyczy nas samych a nie tego jak „czują się” zmarli, bo im jest tam już dobrze i są z innymi zmarłymi z rodziny.