Gregg Braden, amerykański nauczyciel, łączący naukę z duchowością, w książce „Tajemnicami zagubionej modlitwy” opowiada, jak z Szamanem pojechał wymodlić deszcz. Sytuacja miała miejsce w północnej części Nowego Meksyku, gdzie panowała skrajna susza. Po kilkugodzinnej wędrówce mężczyźni dotarli do kamiennego kręgu. Mężczyzna wyjaśnił Bradenowi, że to szamańskie koło uzdrawiającej mocy – tak stare, że było tam chyba od zawsze. „Sam krąg nie ma żadnej mocy. Służy za miejsce skupienia dla kogoś, kto inwokuje modlitwę”. Po czym Szaman wszedł do kręgu, pozdrowił wszystkie strony świata, przodków, złożył dłonie na wysokości twarzy, zamknął oczy, i skupił się. Po chwili stwierdził, że „Sprawa załatwiona”. Niedługo potem spadł niezwykle rzęsisty deszcz. Czy był to przypadek? Tego nie da się jednoznacznie rozstrzygnąć.
Szaman krótko też wyjaśnił Bradenowi, że „kiedy modlimy się o deszcz, to deszcz nigdy nie może nastąpić, ponieważ w chwili gdy modlisz się o coś by się pojawiło, to właśnie potwierdzasz, że to nie istnieje w tym momencie ” że modlitwa polega na wewnętrznym poczuciu tego czego się chce, tak więc on chcąc deszczu wyobrażał sobie deszcze – zapach powietrze, krople padające na ciało. Odczuwanie tego powoduję powstanie pola, które to pole przyciąga właśnie deszcz.
W modlitwie musimy czuć się jakby już nam odpowiedziano.
Gregg Braden w „Boskiej matrycy” i „Tajemnicach zagubionej modlitwy” tłumaczy, że od kiedy badacze potwierdzili istnienie wszechobecnego pola energetycznego, łączącego wszystko, stało się jasne, dlaczego najpotężniejszą modlitwą są nasze uczucia. Uznano, że wspomniane pole – zwane też matrycą Plancka, Polem Jedności, Kwantowym Hologramem, a nawet Boskim Umysłem – nie tylko ma inteligencję, ale też reaguje na ludzkie emocje. „Zarówno nauka, jak i starożytna tradycja mówią to samo” – wyjaśnia Braden. „To, czego chcemy doświadczyć w świecie zewnętrznym, musi najpierw zaistnieć w nas samych”.