Urywki z warsztatów
Na warsztat zgłosiła się dwudziestokilkuletnia kobieta z problemem pieniędzy. Wyglądała bardzo skromnie, chociaż w korporacji zarabiała bardzo dużo . Wszystkie pieniądze szybko wydawała.
Zasilała schroniska dla zwierząt, wpłacała na najróżniejsze zbiórki dla chorych i biednych. Pożyczała pieniądze koleżankom, które były w trudnych sytuacjach życiowych i z góry wiedziała, że nigdy nie oddadzą tego długu.
Rozdawała wszystko. Pod koniec miesiąca nie miała na jedzenie. I wtedy jak sama mówiła czuła dziwną ulgę.
Ale największy problem pojawił się kiedy wzięła kredyt i nie dokonywała spłaty rat, bo zawsze znalazła ,,ważniejszą” sprawę, kogoś kto potrzebował pieniędzy i po czasie komornik zajął jej konto. A ona zaczęła chorować.
Ustawienie pokazało wielu zmarłych. Niektórzy nie do końca pogodzili się ze śmiercią byli niespokojni. Wręcz wściekli. W pewnym momencie wstali i zaczęli chodzić tak jakby kogoś szukali.
Dostawiłam reprezentanta ,,kogoś poszukiwanego”.
Cała agresja skierowała się przeciwko tej osobie. Reprezentanci zmarłych zaczęli zgłaszać ból zębów, tak jakby były wyrywane. Niektórzy dotykali szyi, uszu, zaczęli pocierać ręce . Komuś wypadły monety na środek sali. Klientka była przerażona. Ale widziałam po jej twarzy, że coś sobie przypomina.
Atmosfera była tak napięta, że poprosiłam wszystkich , aby na chwilę zamknęli oczy i wzięli kilka oddechów. ,,To już było, to już się skończyło” powiedziałam do grupy.
I wtedy klientka zaczęła płakać i opowiadać:
„Ten, którego nienawidzą to mój pradziadek. Był Niemcem. W obozie był kimś ważnym. Podobno przywiózł stamtąd biżuterię, pieniądze i ogrom złotych zębów. Kupił za to dużo ziemi i wybudował domy dla swoich dzieci. Wszyscy żyli na wysokim poziomie.
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Kiedy kilka lat temu, kiedy zaczęłam poszłam do korporacji wszystko zaczęło się zmieniać”.
Bo korporacja jest jak obóz – powiedziałam do niej. Twój pradziadek zabierał a Ty to oddawałaś.
Potem już zrobiliśmy to co należało. Uszanowaliśmy zmarłych, zostawiliśmy winę przy pradziadku. Nie doszło do pojednania sprawcy i ofiar, pradziadek w żaden sposób nie czuł się winny, ale my w pełnym szacunku i z miłością zakończyliśmy ustawienie.
Klientka zadzwoniła do mnie po roku. Wiele tygodni zajęło jej jeszcze przyjęcie do serca ,,rodzinnej historii”, ale przecież ,,takie to było” i ona prawnuczka nie mogła nic zrobić dla ,,tamtych” ludzi.
Z odziedziczonego po babci majątku założyła fundację.
Nadal pomaga, ale już nie tak kompulsywnie. Wróciła do zdrowia.
,,Na siebie zarobię w korporacji, a tamten majątek niech służy innym”.
Dziękuję, że mogłam opublikować.